Przez całą zimę trzymały się na Żmudzi drobne oddziałki powstańcze, przeważnie konne, po kilku i kilkudziesięciu ludzi jak Grossa, Piekarskiego, Kognowickiego, Aleksandra Krasowskiego, który objął komendę po Pawle Szymkiewiczu i egzekwował kontrybucje nie zawsze dla kasy narodowej — trzymając się po wsiach, od wiosny 1864 r. kwaterując się po lasach i alarmując nieprzyjaciela.
Nie mając dowódców, którzy by ich zorganizowali, powstańcy oczekiwali wciąż zapowiedzianego przyjazdu Bolesława Dłuskiego ("Jabłonowski"). Lecz ani Dłuski nie przybył, ani broń nie nadchodziła, więc drobnymi partiami poczęto przedzierać się za Niemen, aby przez Mariampolskie dostać się zagranicę. Nierzadko spotykali się przy tych przeprawach z nieprzyjacielem, jak w czerwcu 1864 r. jeszcze niedaleko Wilk, wymykając się, jak się dało. W kwietniu 1864 jeszcze jakiś oddziałek miał rozprawę z Rosjanami.
W jesieni 1864 r. ukrywał się na północ od Poniewieża w lasach wsi Styczyn (?) i Zemnierów (?) oddziałek 42 ludzi, dowodzony przez Kazimierza Pusłowskiego i Ignacego Głuchowskiego, który napadnięty dnia 12 października 1864 r. przez secinę kozaków i 48 piechoty, został rozbity. Dowódcy wraz z 25 towarzyszami dostali się do niewoli, a pięciu powstańców poległo.