W nocy z 24/25 grudnia 1863 r. stojąc w Gułowie koło Adamowa, z swoją eskortą i jazdą majora Ludwika Lutyńskiego, razem w sile 240 koni, generał Michał Heydenreich "Kruk" otrzymał wiadomość, że Rosjanie, idąc z Siedlec w sile dwóch kompani piechoty, czterech szwadronów ułanów i dwóch secin kozaków, 50 dragonów i oddziału rakietników maszerują przeciw niemu.
Nie mając dostatecznych sił do odparcia nieprzyjaciela, opuścił o godz. 7.00 z rana 25 grudnia, Gułów w kierunku Kocka, w zamiarze przerzucenia się przez Wieprz. Ledwo powstańcy opuścili wieś, już Rosjanie zdążyli podejść do zabudowań dworskich, z którymi rozpoczęli walkę na armaty. Wysławszy naprzód furgony i zabezpieczywszy się silną ariergardą ruszył Heydenreich kłusem przez las ku Charłejowu.
Dwór gułowski, podpalony przez Rosjan, stał w płomieniach a za oddziałem powstańczym pędzili kozacy. Rozstawiwszy plutony Lutyńskiego na skrzydłach, cofał się Kruk dalej w porządku, wzmocniony w trakcie cofania się przez oddziały Pogorzelskiego i Grzymały w sile 160 koni. Przeprawa przez mosty i wsi oraz luzowanie rezerw odbywało się w dobrym porządku jak na niewyćwiczoną kawalerię powstańczą.
Porządek ten jednak nie dotrwał do samego Kocka, gdzie Kruk zamierzał zmienić front i stawić czoło ścigającym. Już o trzy kilometrów od Kocka, koło Białobrzegów, pułkownik Grzymała, nie mogąc się utrzymać wobec kozaków i ułanów zabierających się do szarży, zażądał posiłków i wnet rozpoczęła się walka kawalerii. Rezerwy nie dopisały i nie rozwinęły się na komendę Heydenreicha, a szarża ułanów rosyjskich zmieszała szyki powstańcze.
Wówczas kilku oficerów, stanąwszy przed szeregami, wezwało ochotnika do szarży i rzucili się na Rosjan, ale i ci nie ociągali się. Dopuściwszy szarżujących na 80 kroków, rzucili się do ataku i powstańcy uciekli w nieładzie. Popłochu raz rzuconego nie dało się powstrzymać. Sformowane po obu skrzydłach plutony, rzucając się w rozmaitych kierunkach, uchodziły równocześnie z innymi.
Dopiero przed samym miastem, zbytnio napierani przez ułanów zdołali się im oprzeć krakusi. Rozpoczęła się walka na szable, a cięto nieźle, kiedy przeszło 30 koni ułańskich dostało się w ręce powstańców a na moście kilku kozaków zepchnięto do Wieprza. Dziwny ten rodzaj ucieczki, gdy przeciwnicy walczyli piersią o pierś tak blisko siebie, że trudność nawet sprawiało wywijanie szablami i rażono się rękojeściami, przeciągnął się przez cały Kock i dopiero na drugiej wiorście za miastem już krokiem zwyczajnym zdążano ku Kamionce.
Powstańcy stracili pod Kockiem w zabitych i rannych 79 ludzi, ale daleko większe straty ponieśli w demoralizacji żołnierza, którego 160 poszło w rozsypkę, najwięcej z oddziału Lutyńskiego. Rosjanie mieli około 70 zabitych, w czym główną liczbę stanowił szwadron ułanów, przerzedzony w czasie pościgu.
Między rannymi Polakami było kilku oficerów, jak Grochowski, dobijany w Charłejowie z konia przez kozaka szaszką tak długo, aż sam kozak kulą rewolwerową nie został powalony na ziemię. Podpułkownik Pogorzelski, który wraz z pułkownikiem Grzymałą, rotmistrzem Rylskim i porucznikiem Dulębą na czele garstki żołnierzy sami z dobytymi szablami rzucili się na nieprzyjaciela.
Ponadto odznaczyli się w tej walce kapitanowie Zdzisław Rojewski, Józef Domański, Leon Kossak, podporucznik Leon Rojewski, i podoficerowie Artur Trzebiński, W. Święcki i Wacław O., awansowani przez Kruka na podporuczników. Polegli nadto dwaj dzielni Krzyccy - ojciec i syn.
Po bitwie powstańcy zatrzymali się pod Wolą Serocką, a zrobiwszy następnie marsz forsowny szesnastu mil, pod Częstoborowicami rozdzielili się. Lutyński ruszył ku Urszulinowi, gdzie w tym czasie uwijali się Poniński, Walery Wróblewski i Szydłowski.
____________________________________
Rakietnicy - oddziały uzbrojone w przyrządy do miotania rac kongrewskich.
Wiorsta - dawna rosyjska jednostka drogowych miar długości (zwykle drogi). Około 1,0668 km.