Mimo rozbicia nieprzyjaciela pod Ignacewem, Edmund Callier i Wincenty Raczkowski nie mogli pozostać w okolicy wobec przewagi liczebnej Rosjan, otaczających ich z trzech stron. W Sadlnie stał już major Nelidow z pięcioma kompaniami i dwoma działami. Od Łączny zmierzało natomiast siedem kompanii z pięcioma działami. Oddziały powstańcze ruszyły ku Kleczewu.
Przeszedłszy przez Kleczew, oddziały Calliera i Raczkowskiego zajęły pozycję na wzgórzach w rzadkim lesie naprzeciw wsi Jabłonny i Komorowa. O godzinie 17.00 po południu dnia 10 czerwca 1863 r. dwie salwy armatnie postępujących od Komorowa Rosjan dały hasło do boju. Lewe skrzydło powstańcze pod dowództwem pułkownika Raczkowskiego, a prawe pod majorem Gruszczyńskim, przyjęły nieprzyjaciela gęstym ogniem krzyżowym. Nieprzyjaciel po godzinnym boju został zmuszony wycofać się, ścigany na krótkiej przestrzeni przez lewe i prawe skrzydło. O godz. 20.00 wieczorem zwycięstwo byłoby zupełne gdy major Mierzyński doniósł, iż nowy oddział nieprzyjacielski zbliża się od strony Kazimierza. Natychmiast został odkomenderowany Gruszczyński z częścią prawego skrzydła swojej kompanii do wstrzymania pierwszego naporu nieprzyjaciela. Callier uszykowawszy środek i prawe skrzydło, doprowadził je znów do placu boju. Pułkownikowi Raczkowskiemu z połową prawego skrzydła została w tej chwili obrona tyłów.
Jednocześnie z wprowadzeniem w bój nowej linii, Rosjanie całą siłą uderzyli na pozycję, z których uprzednio zostali wyparci, a Raczkowski, nie mogąc oprzeć się przeważającym siłom nieprzyjaciela, zmuszony był do ustąpienia. Cofnięcie się oddziału majora Gruszczyńskiego, sprawiło ogólne zamieszanie, którego następstwem musiał być nakaz odwrotu. Dzięki waleczności pułkownika Raczkowskiego, który do ostatniej chwili bronił odwrotu i z zadziwiającym męstwem wytrzymywał ataki kawalerii i ogień kartaczowy, Callier sformował cały oddział do odwrotu, który nastąpił w kierunku Ślesina ku lasom ruszkowskim. Przed świtem 11 czerwca stanął Callier w Ruszkowie, mając tylko 40 strzelców, tyluż kosynierów i kawalerii. Stąd odesłał jazdę do Skrzyńskiego, strzelców zaś i kosynierów rozpuścił na trzydniowy urlop, zachowując broń. Furgony przed rozpoczęciem walki jeszcze oddane Andrzejowi Boguszowi, który miał z nimi pójść ku Kazimierzowi, po większej części dostały się na miejsce, Jednakże rotmistrz Jankowski mający konwojować bagaże, przepadł gdzieś z całym swoim plutonem.
Pomiędzy rannymi pod Kleczewem znajdował się mężny major Henryk Mierzyński oficer z 1831 r., znany pod nazwą „dziadusia kujawskiego". Oprócz niego i rannego Raczkowskiego odznaczyli się tu i pod Ignacewem Mikołaj Swiderski włościanin kujawski. Adiutanci - Antoni Markiewicz i Franciszek Dąbski. Jurkowski oraz dowódca drugiej kompanii strzelców Kranich - rodowity Niemiec, który poległ. W tym czasie oprócz Calliera, żaden inny oddział nie działał w tej okolicy, zwłaszcza, że major Michał Zieliński, któremu Callier polecił organizowanie oddziału w okolicy Kazimierza, napotkał na trudności ze strony władz cywilnych.