Celem lustracji oddziałów operujących w danej chwili w obwodach radzyńskim, łukowskim i lubelskim, wezwał je pułkownik Michał Heydenreich ("Kruk") do stawienia się w okolicach Łęcznej. Kawaleria Heydenreicha, w liczbie 130 koni, dowodzona przez Bronisława Deskura, stanęła w Majdanie Smolarni między Kanią Wolą, Dratowem i Lejnem. Następnego dnia nadszedł Karol Krysiński z 400 piechoty i kawalerii oraz Józefa Ruckiego z 500 dobrze uzbrojonej i umundurowanej piechoty i szwadronem kawalerii, dowodzonym przez Niedźwiedzkiego. W tym samym czasie nadciągnął Tomasz Wierzbicki z 350 ludźmi w tym 36 jazdy i stanął o ¾ mili od Heydenreicha, koło Nadrybia. Przeciw Wierzbickiemu maszerowali Rosjanie od Radzynia w sześć kompanii piechoty z dwoma działami, mając szwadron ułanów i secinę kozaków ze sobą. Nieprzyjaciel, który śmiało szedł przeciw Wierzbickiemu, nie wiedząc o owych innych oddziałach, postanowił Heydenreicha zaatakować na trakcie z Łęcznej do Parczewa.
Wyruszono na wzmiankowany traktat, prowadzący między lasem a wielkim Jeziorem Dratowskim. Połączonej pod dowództwem Deskura kawalerii Krysińskiego, Ruckiego i swojej, razem 400 koni, polecił stanąć w Dratowie. Następnego dnia rano, nim jeszcze oddziały Heydenreicha zdążyły zająć wyznaczone dnia poprzedniego stanowiska, kurier doniósł, że Rosjanie już się zbliżają. Oddziały zajęły wyznaczone stanowiska, a w dwie godziny potem usłyszano huk strzałów armatnich. To nieprzyjaciel zaatakował Wierzbickiego. Wierzbicki z tej strony nie spodziewając się Rosjan, spodziewając się raczej, że tam zajmuje pozycję Rucki, a nie mając od Heydenreicha żadnej wiadomości, wymaszerował z Nadrybia przez Kanią Wolę na lewe skrzydło oddziałów.
W Kaniej Woli spotkał się w opłotkach wsi z kartaczami, którymi go przywitali Rosjanie na dosyć bliską odległość w ściśniętą kolumnę i rozbili go. Piechota wyłamała płoty i rozbiegła się, a Wierzbickiego rannego w nogę kartaczem, uprowadziła jego kawaleria, dowodzona przez Politalskiego. Gdy tak walczył oddział Wierzbickiego, 1200 ludzi stało bezczynnie. Choć to miała być zasadzka, planowana przez Heydenreicha, w którą jednak Rosjanie właśnie z powodu nieświadomości nie weszli i zamiast być samemu atakowanym, stali się atakującymi. Ogień mierzony początkowo na Wierzbickiego, zwrócił się obecnie przeciw oddziałom Heydenreicha, raczej tylko przeciw kawalerii i jednej kompanii Ruckiego, które się wysunęły przeciw kozakom, podsuwającym się pod stanowiska oddziałów.
Heydenreich w tym czasie z resztą oddziału stał nieczynny, wreszcie ściągnął kawalerię i cofnął się. A tylko owa jedna kompania Ruckiego jeszcze walczyła. Cały oddział Krysińskiego nie ruszył się z miejsca, dopiero po odstąpieniu Heydenreicha, Krysiński wysłał Ludwika Bardeta na tyły Rosjan, wstrzymując ich pościg za Wierzbickim i ocalając jego oddział, który będąc od teraz znowu pod dowództwem majora Wagnera, wycofał się szczęśliwie. W bitwie tej, która powinna była stać się zwycięstwem, stracili Polacy około 30 zabitych i tyluż rannych.