Major Kamil (?) Lenezio, dowodzący organizującymi się na nowo oddziałkami Władysława Cieleckiego ("Orlika"), Piotra Czarlińskiego i Bronisława Gasztowtta, stał dnia 10 października 1863 r. nad Działdówką w pobliżu Gałomina. Oprócz wspomnianych oddziałków, Lenezio miał także Władysława Cichorskiego, co dawało razem 300 piechoty i 60 ułanów.
Tutaj zaatakowała go kolumna rosyjskiego dowódcy Korcewa, składająca się z półtora kompani piechoty i pół szwadronu ułanów. Dzięki męstwu przedniej straży, złożonej z 32 ludzi z oddziału majora Cieleckiego pod dowództwem Karola Millera, Rosjanie, którzy cicho podsunęli się pod obóz, nie zastali powstańców nieprzygotowanych.
Uszykowawszy się do boju major Cielecki otworzył ogień w las, skąd ukazywać się począł nieprzyjaciel, wkrótce jednak zaprzestał strzałów, widząc ich bezskuteczność. W kilka chwil potem ułani z kozakami przypuścili szarżę z tym skutkiem, iż całe lewe skrzydło oddziału bez wystrzału haniebnie uciekło z pola, mimo wysiłków dowódcy i oficerów. Przeszedłszy przez rzekę i zebrawszy jako tako oddział, dowódca widząc zupełne rozprzężenie w szeregach, cofnął się w las, gdzie ocalił resztki skołatanego oddziału z którym zapuścił się w powiat lipnowski.
Straty tego dnia wynosiły 60 zabitych i rannych, nadto kilkunastu w bezładnej ucieczce wziętych do niewoli. Ocalenie reszty zawdzięczali powstańcy męstwu Karola Millera i jego oddziału, który przy przeprawie przez mostek, sam prawie wytrzymywał parcie Rosjan, jak również dzielności oficerów Cieleckiego i Gasztowtta. Rosjanie stracili tylko siedmiu ludzi, między nimi oficera. Władysław Cichorski uciekł zaraz na początku walki ze swoim oddziałem, który zajmował prawe skrzydło.