Jazda Józefa Hauke Bosaka, została zaatakowana przez Rosjan w sile dwóch szwadronów dragonów, 50 kozaków i pięć kompanii piechoty. Po otrzymaniu pierwszej wiadomości o zbliżaniu się nieprzyjaciela, odstąpił Bosak ku wsi Gramatczyce, zająwszy wzgórza linią flankierów, główną kolumnę wojsk powstańczych posunął przez Zuków ku Bodziechowu.
Po półgodzinnym ogniu z flankierami nieprzyjacielskimi nakazał odwrót. Mimo natarczywości dragonów i rzęsistego ognia, flankierzy cofali się stępo prawie milę drogi pod osobistym dowództwem Bosaka, wstrzymując nieprzyjaciela. Gdy piechota nieprzyjacielska nie mogła podążyć za kawalerią, polecił generał pułkownikowi Zygmuntowi Chmieleńskiemu, aby główną kolumną zaatakował nieprzyjaciela, który to atak nie powiódł się z powodu niedogodnej pozycji.
Powstańczy flankierzy zajmujący lewe skrzydło, dochodząc do wąwozu, pokrytego wysokimi krzakami, nie wytrzymali nacisku nieprzyjaciela, wobec czego i prawe skrzydło zachwiało się chwilowo, ostatecznie jednak wraz z centrum wstrzymało w walce na pałasze napór nieprzyjaciela, przy czym padło ośmiu dragonów. Jednakże lewe skrzydło ustępując w dalszym ciągu, pociągnęło za sobą nieprzyjaciela na czoło kolumny, co zadecydowało o wyniku walki. Cała kawaleria, parta przez masy wojsk nieprzyjacielskich, uchodziła w rozsypce wśród ciągłego odpierania naporu Rosjan, ścigana na przestrzeni jednej mili.
Walka bodziechowska skończyła się zupełnym rozgromieniem jazdy, której tutaj zebrało się pięć szwadronów, czyli 450 koni pod dowództwem Jana Prędowskiego, Turskiego, Rzewuskiego, Antoniego Wysockiego i Piotra Wielobyckiego wraz z kozakami Andrzeja Denisewicza. Wielobycki, który o świcie tego dnia dopiero się połączył z Bosakiem, mając świeżo utworzony i dobrze uzbrojony szwadron, poległ podczas ucieczki, ugodzony kulą w skroń, Prędowski, ciężko ranny, ustąpił z placu boju. Chmieleński, w ariergardzie odcięty od reszty, po dzielnym oporze, gdy w jego obronie kilkunastu poległo, ciężko ranny, dostał się do niewoli kozaków z oddziału Assjewa, a przewieziony do Radomia, stracony został tamże 23 grudnia 1863 r.
Markowski, ciężko ranny, zdołał się ocalić jak też ranni porucznik Vigier de Latour i D. Montegu. Stefan Michalczewski - syn obywatela z Mierzwina, Julian Michałowski, adiutant Pawła Ganiera - Franciszek Michalski i wielu innych poległo na placu boju, a czterech dostało się do niewoli. Uciekłszy w lasy iłżeckie, Bosak, nie mogąc jazdy narażać na zupełne zniszczenie przez otaczające go zewsząd wojska nieprzyjacielskie, rozdzielił niedobitków na trzy oddziały, wcielając do nich resztki szwadronów rannego Prędowskiego i poległego Wielobyckiego, wysyłając z jednym szwadronem Rzewuskiego w Kieleckie, Turskiego w powiat opoczyński, a Wysockiego w sandomierski.
Straty Rosjan w tej potyczce, według raportu Bosaka, miały wynosić tylko 22 ludzi. Ksawery Czengiery, wracając z jeńcami i rannymi swymi do Radomia przez lasy iłżeckie, po drodze rozpraszał gromadki niedobitków, jak pod karczmą (?) Iłżanką, gdzie z 17/18 listopada 1863 r. jeszcze rozbił oddziałek, z którego 15 wziął do niewoli, a czterech zabił. Piechota powstańcza, licząca w Województwach Sandomierskim i Krakowskim w tym czasie do 2000 ochotników, rozdzielona na kilka oddziałów, dowodzonych przez Liwoczę, Rębajłę, Ładę i Jana Rudowskiego, rozeszła się na zimowe leże.