Tak jest, karty leżą na stole - mówiliśmy kończąc rzecz o powrocie na wieś obywateli Królestwa Polskiego, o możności ich pobytu tamże i o usiłowaniach aby utrzymać zbawienny dla kraju wpływ swój w obecnych reformach. Tak jest, karty leżą na stole, mówiliśmy, gdyby nam zarzucono że to gra zbyt otwarta. Kryć się z nią nie mieliśmy powodu. Wzywaliśmy obywateli w imię obowiązku do jawnego działania. Krom tego chcieliśmy widzieć grę przeciwnika. Mogliśmy się domyślać, jakie jego karty, chcieliśmy przekonać się, że się nie mylimy. Chęci naszej uczynił zadość korespondent krakowski do Dziennika Warszawskiego, pisząc w liście z 13 b. m., że „rząd może się obyć bez światła i cnót obywateli"; że nie „tylko może ale powinien, bo pomoc od nich uzyskana przygotowałaby krajowi rychło nowe nieszczęścia;" na koniec, że „światłych (żywiołów) nie zabraknie nigdy rządowi do rządzenia krajem; jeżeliby jakiś „czas zabrakło, znajdzie ich w Rosyi.” . . . Leżą więc i jego karty na stole, a co więcej, leży gra otwarta w Dzienniku, który w tym samym numerze, gdzie zamieszcza list korespondenta, obok wyznania swych zasad, lubo nie bierze miana dziennika „urzędowego”, oświadcza jednak wyraźnie, iż jest „organem legalnego i dobroczynnego rządu”. Już więc przez to samo list ów będący odpowiedzią na artykuły nasze z 9 i 12 b. m. zasługuje na uwagę. Nadto z przyjemnością powiedzieć nam przychodzi, że co do powagi i formy, jest on prawdziwem „w nieurzędowej części" Dziennika Warszawskiego zjawiskiem. Polemika w tym tonie znajdzie nas zawsze gotowych do jej przyjęcia, bo jesteśmy stronnikami jawności, i chętnie zawsze zdanie nasze pod sąd opinii krajowej poddajemy. Są w liście korespondenta obok rozumowania niepotrzebne przesądy, zużyte rekryminacye, przeźroczyste podejrzywania i niepolityczne groźby, które naprzód usunąć nam wypada, aby ocenić rzeczywistą ważność kierunku i dążności, jakie przypisuje rządowi względem obywateli i kraju.