Z Kałuszyna wyruszył w nocy 23 czerwca rosyjski generał-major Drejer na czele czterech kompani piechoty z plutonem dział, pół szwadronem ułanów i 70 kozakami przeciw oddziałowi Marcina Borelowskiego ("Lelewela"). Ten przez Stany i Żebrak, gdzie zniszczył za sobą most na Kostryni, cofnął się pod Różę. Tutaj, zająwszy las, przyjął ogniem kawalerię rosyjską, która go dognała o godzinie 8.00 rano.
Natarcie żołnierzy rosyjskich było tak silne, że oddział zaczął się cofać - tracąc kilkudziesięciu ludzi - ku Róży. Najgorętsza walka wrzała przy obronie furgonów, zaatakowanych gwałtownie przez całą kawalerię rosyjską. Garstka broniła się tak długo, dopóki piesi strzelcy i maruderzy nie znaleźli się poza doniosłością strzałów.
Przy obronie tej odznaczyli się walecznością kawalerzyści Lisowski, Wróblewski i Schwarz, oraz szef sztabu Mieczkowski, który żonę, znajdującą się przypadkowo na jednym z furgonów, porwał z otoczenia Rosjan i szczęśliwie uwolnił. Oddział w rozsypce cofał się, ostrzeliwujące się, szybko do lasu. W starciu tym stracili Polacy kilkudziesięciu łudzi.
Marcin Borelowski ("Lelewel") z garstką jazdy ruszył w kierunku kordonu i niebawem przeszedł na terytorium austriackie. Ksiądz Stanisław Brzózka część rozbitego oddziału doprowadził tegoż dnia do Krysińskiego. Oddział Borelowskiego pod Różą wynosił, nie licząc niezaopatrzonych w broń, około 450 ludzi. Na tą liczbę składały się między innymi rozbitkowie z oddziału Rudolfa i oddział zebrany przez Zygmunta Koskowskiego. Klęska Borelowskiego byłaby jeszcze większą, gdyby nie męstwo Bardeta, dowodzącego I. kompanią strzelców po Ujejskim. Rotmistrz Rylski w sile 18 żandarmów konnych ruszył ku Radzyniowi, a stamtąd pomknął w Lubelskie, niepokojąc Rosjan w różnych punktach, gdzie mogąc zabierając kasy, jak w Turobinie 1 lipca, w Biłgoraju itd.